Słonecznie , po czeskiej stronie morze chmur, dla których grzbiet Medvedina stanowi naturalną tamę.
Przedostające się przez nią pojedyncze chmurki wyglądają jak rozciągnięta na niebie cukrowa wata.
Przez przerwę pomiędzy Medvedinem a Kozim Grzbietem wlewają się nad Spindlerowy Młyn.
Idąc dalej zielonym szlakiem mijamy Martinovke i wspinamy się na zbocza Wielkiego Szyszaka skąd roztacza się piękny widok aż po Śnieżkę.
Nad czeską stroną pojawia się coraz więcej chmur. Nad głównym grzbietem niebo pozostaje niebieskie a chmury przybierają fantastyczne kształty.
Śnieżne Kotły jak zawsze kuszą kształtem i barwą, nie istotne staje się ile razy widziałem ten obraz, za każdym razem mnie fascynuje.
Na Wielkim Szyszaku pozostałości pomnika.
Odwracam głowę i otwieram szeroko oczy. Widzę teraz cały bezkres „białego morza”, które zatrzymały Karkonosze.
Światła i cienie tworzą ulotny spektakl, co chwilę zmieniając dekoracje.
Po polskiej stronie nad kotlinę też nadciągają chmury, na których słońce maluje swoje obrazy.
Rozpoczyna się zmierzch, słońce przepadło w chmurach więc raczej nici z widowiskowego zachodu, przyspieszam kroku,
całe szczęście w pewnym momencie odwracam się, a na niebie dalszy ciąg przedstawienia.
Powoli zapada zmrok, Przełęcz Karkonoską przesłania biały welon.